sobota, 1 czerwca 2013
ŁABĘDZIE
( opowieść sentymentalna à la russe )
Półtora kilometra za wsią, na obszarze dawnego dworu leżą dwa stawy przedzielone groblą. Obrosłe tatarakiem i trzciną, pokryte przy brzegach rzęsą, błyszczą w promieniach zachodzącego słońca, które kładzie czerwone refleksy na ich tafli.
Wieczorem słychać wciąż wodne ptaki. Jest ich dużo : perkozy, kurki, kaczki... ale najpiękniejsze są łabędzie. Płyną w parach, jakby coś je wolno przesuwało bez ich udziału.
Stoję na mostku, oparta o balustradę. Patrzę na wodę i majestatyczne ptaki. Łabędzie są nieme, nie wydadzą żadnej tajemnicy ani śpiewem, ani krzykiem... można im powierzyć swoje myśli. Korzystam z tego.
Przyglądając się ich małym głowom, giętkim, długim szyjom, mocarnym skrzydłom, wspominam inny czas - czas sprzed wielu lat. Wtedy też stałam tu i patrzyłam na łabędzie.
Zaufałam ptakom. Przemyślałam wszystko wpatrzona w ich nieskazitelną biel, czystość i piękno. I zdecydowałam.
Wyjechałam następnego dnia rano. Nigdy nie powiedziałam dlaczego.
ijg
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz