ja się nie boję najwyżej powiem
że muszę wrócić po zapach zioła
którego nazwy już nie pamiętam
już zapomniałam czy było dobre
na przeziębienie czy na wątrobę
ale na wieczność przechowam zachwyt
nad wdziękiem jego leśnej urody
zmartwychwstających zielonych listków
po każdej zimie drobnych kwiateczków
pachnących miodem wtulonych w trawę
a potem w dłoniach babci lub matki
zmienionych w bukiet wieczystej troski
o moje zdrowie i moje życie
pielęgnowane wonnym naparem
na przekór prawdzie o pewnej śmierci
z której mam wrócić po zapach ziół
ijg
niedziela, 10 marca 2019
NOC
przyjrzyj się dobrze to już noc
w niej rzeczy zmieniają postać
ich całość staje się częścią
siebie
nie musisz rozumieć dotknij
i poczuj drżenie przemiany
co nie odmówi niczego
sobie
ale odpowie za wszystko
jeśli zechcesz ją osądzić
i zaczniesz pytać o dobro
i zło
bo są one w jednej rzeczy
jej częściami a stają się
w niej tą całością która jest
w nich
ijg
w niej rzeczy zmieniają postać
ich całość staje się częścią
siebie
nie musisz rozumieć dotknij
i poczuj drżenie przemiany
co nie odmówi niczego
sobie
ale odpowie za wszystko
jeśli zechcesz ją osądzić
i zaczniesz pytać o dobro
i zło
bo są one w jednej rzeczy
jej częściami a stają się
w niej tą całością która jest
w nich
ijg
PRIMAVERA
lasy młodnieją a rzeki ciężkie
nogi w buciorach ciągną przez łąkę
za motylami depczą po kwiatach
płatki nadzieję tulą już w pąkach
że pęknie miłość wysunie nozdrza
zwęszy tragedię sobacząc w rowie
przydrożne wierzby bazią się czule
wciąż nieulękłe ufne na nowo
wyprostowują garby i witki
zgrabna jałówka biegnie na wypas
niezatrwożona i nieświadoma
nie wie jeszcze że stanie jak wryta
zadziwiona ważka dynda nóżką
od niechcenia i lekceważąco
siadłszy okrakiem na kaczeńcu
wszystko gotowe czeka na Fauna
a on się zbliża jakby niechętnie
opuszcza głowę i patrzy bykiem
w stronę orszaku zwiewnej piękności
co skry ma w oczach a włosy z marzeń
wykołysanych w pianie ciepłych mórz
ijg
nogi w buciorach ciągną przez łąkę
za motylami depczą po kwiatach
płatki nadzieję tulą już w pąkach
że pęknie miłość wysunie nozdrza
zwęszy tragedię sobacząc w rowie
przydrożne wierzby bazią się czule
wciąż nieulękłe ufne na nowo
wyprostowują garby i witki
zgrabna jałówka biegnie na wypas
niezatrwożona i nieświadoma
nie wie jeszcze że stanie jak wryta
zadziwiona ważka dynda nóżką
od niechcenia i lekceważąco
siadłszy okrakiem na kaczeńcu
wszystko gotowe czeka na Fauna
a on się zbliża jakby niechętnie
opuszcza głowę i patrzy bykiem
w stronę orszaku zwiewnej piękności
co skry ma w oczach a włosy z marzeń
wykołysanych w pianie ciepłych mórz
ijg
Subskrybuj:
Posty (Atom)