lasy młodnieją a rzeki ciężkie
nogi w buciorach ciągną przez łąkę
za motylami depczą po kwiatach
płatki nadzieję tulą już w pąkach
że pęknie miłość wysunie nozdrza
zwęszy tragedię sobacząc w rowie
przydrożne wierzby bazią się czule
wciąż nieulękłe ufne na nowo
wyprostowują garby i witki
zgrabna jałówka biegnie na wypas
niezatrwożona i nieświadoma
nie wie jeszcze że stanie jak wryta
zadziwiona ważka dynda nóżką
od niechcenia i lekceważąco
siadłszy okrakiem na kaczeńcu
wszystko gotowe czeka na Fauna
a on się zbliża jakby niechętnie
opuszcza głowę i patrzy bykiem
w stronę orszaku zwiewnej piękności
co skry ma w oczach a włosy z marzeń
wykołysanych w pianie ciepłych mórz
ijg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz