wtorek, 6 kwietnia 2021

18 wierszy

 MÓJ AUTOPORTRET 


trudno było oswajać tę bryłę

odwracała się do mnie niechętną ścianą

ale ja podchodziłam blisko 

żeby móc wodzić palcem po freskach 


płaskie postacie w barwnych strojach 

zamknięte w swoim świecie ignorowały mnie 

zawsze były zimne i nieco wilgotne

wymagały uwagi i czasu 


a jednak by nie upłynęło go zbyt wiele

zgodziłam się na tę jednostronną relację

aż w końcu właśnie w niej znalazłam to

czego gdzie indziej nawet nie szukałam 


kiedy odchodziłam nie kryły zdumienia

że ich dwuwymiarowa przestrzeń została naruszona 

nigdy jednak nie uznały żadnej przyczyny 

tego co się stało


ja zostałam poza zasięgiem ich wzroku

dlatego patrzyły po sobie

a tylko czasem spoglądały z ukosa 

na mój autoportret w prawym dolnym rogu


ijg

...................


BODY ART NA FRESKU


doszła do ściany i to był kres

w sam raz na dobry początek


to będzie trwałe pomyślała

nawet bez poprawek i zmian 


miejscami odpadał mokry tynk

przezierało w nich arriciato


miała przed sobą cały dzień

słoneczny blask i żywe kolory


po nałożeniu ich na siebie 

przylgnęła twarzą do muru


powoli wsiąkała w intonaco 

piersiami brzuchem i udami


następnego ranka murarz zdjął

wciąż jeszcze ciepłą

warstwę organiczną


z uznaniem przyjrzał się freskowi

jego uspokojonej linii 

i wiekuistym barwom


ijg

...........................


SZEKSPIR NA DWORCU


no i co tak siedzisz na tym dworcu

dobrze ci tu chociaż?


wiesz że w zadaszonej części peronu

cień tężeje jak galaretka porzeczkowa?


naburmuszony patrzysz na gołębie

tak one umieją latać ale kiedy drepczą 

nie schodzą pasażerom z drogi


jest mi tu lepiej niż w foyer

teatru opery czy filharmonii

bo nie trzeba oglądać spektaklu

ani słuchać koncertu żeby w antrakcie 

skorzystać z bufetu i toalety


a przeżyć można takie samo oczyszczenie

czekając na przyjazdy i odjazdy pociągów

litości bowiem i trwogi jest wtedy co niemiara


no więc siedzę tak na tym dworcu 

dobrze mi tu jak na ulicy  

mam dom teatr operę i filharmonię 


moje życie tutaj 

nie jest snem wariata śnionym nieprzytomnie

nie mieści się w strukturze tragedii

nie jest również symfonią


jest prawdziwe


tak nad miarę prawdziwe 

że ta sławna i śmieszna alternatywa

być albo nie być 

bawi mnie jak dzięcięca zgaduj zgadula 

w której ręce złota kula


ijg


.............................


PROPEDEUTYKA MYŚLENIA WEDŁUG LADY MAKBET


zbieram siły żeby o tym pomyśleć

bo o niczym innym już prawie nie mam siły

myśleć


badam swoje dłonie 

często je myję


póki co jednak myśli mi się

o tym i owym 

rozglądam się


wiem że to jest najważniejsze

nawet jeśli o tym nie myślę 

a ja muszę myśleć o tym co najważniejsze

poza tym mogę nie myśleć


wszystko inne nie nadaje się do myślenia

ale coraz częściej czuję  

że to nie chce bym o tym myślała

bo jak zaczynam myśleć to się zmienia 

a może nawet znika 


i zostają mi tylko 

te czerwone plamy na dłoniach 

widzę je zawsze ale 

nie potrafię o nich myśleć 


ijg



.................................


WTAJEMNICZENIE 


w partyturach dawnych mistrzów 

wyszukuje skreślone nuty

wybiera te najmocniej zamazane

i z nich komponuje swoje sonaty


na kuchennym stole przykrytym ceratą

gałązka świerku dwa suche patyki na krzyż 

i garść rozsypanych kamyków


czy nie sądzi pani że to wystarcza?

plener bardzo rzadko i raczej niechętnie 

bo przestrzeń aż po horyzont jest nieodwracalna 

przytłacza jak blok marmuru albo lipowy kloc


podobna sennej madonnie 

trzyma światełko w lampionie dłoni

niespiesznie oprowadza mnie po swojej pracowni


dopiero przy pożegnaniu spogląda mi w oczy 

i szeptem pyta czy muzyka moich rzeźb 

nie była dla pani zbyt głośna?


ijg

......................


KAMPANIA


gdzieś w górze ptaki rozkładały skrzydła

nie wstrzymała ich lotu obietnica gniazd

kwiaty jeszcze kwitły jak zawsze naiwne

ostatni raz owoce obsypały sad


maruder przy drodze zbierał markietanki

adiutant z meldunkiem przepadał we mgle 

czasem wiara na gali rwała akselbanty

lecz rota i pacierze trzymały za twarz


miało być z patosem no i z orderami

każdy dostał przydział radości i łez

honoru w taborach było pod dostatkiem

czarowały pieśni pachniał dziki bez


teraz pola bitewne utraciły zasięg

nieba nad nimi też na wyczerpaniu

a ich pustą ciszę wciąż tylko zakłóca 

spóźnionego tyrteja fanatyczny krzyk


ijg


.....................................


POMNIK MAŁEGO POWSTAŃCA W WARSZAWIE


masz oczy usypane

z piasku Wisły

bieleje w niej czerwień

i wraca do aorty


przylepili ci orzełka na stahlhelmie

a potem byle noc 

chłeptała mleko 

z twoich dziecięcych dłoni


jak wszyscy którzy matkom obiecali

wrócić z pistoletem maszynowym

złożyłeś swój miecz i tarczę

w pustym arsenale


na warszawskiej ulicy

przybłąkał się do ciebie

bezpański los


zapytany czy jest twój

odpowiedziałeś : - Nie.


a za żywego szczeniaczka 

oddałeś pomnik 

który postawią ci w hołdzie


ijg

..........................




ZNAD MORZA MARTWEGO


nie dla ciebie partie saduceuszy i faryzeuszy

wierzysz że jesteś depozytariuszem 

prawdziwej wiary poza świątynią 

na pustyni


nad martwym morzem przeciw falom

szepczesz imię tajnego anioła 

jak hasło w batalii dobra i zła 


odprawiasz tylko własne obrzędy

by poznać zamysły twojego Boga

i tajemnice wielkiej katastrofy


masz swój własny kalendarz liturgiczny

więc studiujesz i przepisujesz święte księgi

aż wypełni się okrągły rok


w białej szacie po zmierzchu przyjmujesz posiłek 

z chleba i wody


podczas całonocnego czuwania 

śpiewasz pieśni

 

mieszkasz osobno w celi 

przestrzegasz czystości


byli tacy przed tobą i będą zawsze

przed każdą katastrofą 

i po niej

 


ijg

..................


Zły czas


jak blady świt na nocy obręb

ta czułość nie ma już znaczenia

odcienie giną lęk opada

powraca godność zatracenia


bo to jest przymus i rozwaga

jak mętny wykręt w czas niedobry

głęboki namysł nad czeluścią

szeroki uśmiech z tyłu głowy


ach to nieprawda butne łgarstwo

zwykłe ćwiczenie na wytrwałość

na dzielność kuraż i hart ducha

na wiarę w brzask lepszego jutra


ijg


...................................


RZEP


a jeszcze ten łopian

nie wiem co z nim 

jako chwast będzie wytępiony

nie dla wyznawców jego zapach 

nie dla wiernych kwiat


chełpliwy i zadziorny

skutecznie zwalcza 

łupież czyraki

trądzik i świąd


bo ma w sobie tajne kody

tajemnice klasztorów 

a nawet zbrodnie odszczepieńców


skąd więc ta nagonka

i odmowa zbawienia

ta nietolerancja

wobec braku różanej urody

i kartoflanej utylitarności 


tutaj z nim tylko psy są szczęśliwe

że wczepia się w ogon

tylko deszcz i wiatr 

nie omijają jego sercowatych liści


a przecież gdzie indziej 

jak głosi legenda

dandelion i burdock pomogły 

świętemu Tomaszowi z Akwinu

przy pisaniu Sumy Teologicznej

    

ijg

........................


PSIA RUTA


nazywają mnie psią rutą

wytykają bruzdkowanie 

i podziemne kłącza


nie podoba im się to

że mogę się nimi rozmnażać

że mam obupłciowe kwiaty

które są języczkowate a także przedprątne 

i bez miodników


że zapylają mnie błonkówki

że moje nasiona rozwiewa wiatr

a owoce są drobne i przypominają 

paskowane bezżeberkowe niełupki


to wszystko im wadzi 

dają mi odczuć swoją pogardę 

przy wielu okazjach 


ale mam na nich sposób

przebieram się w oliwkowo-seledynowy strój

zamieniam we wróżkę Absyntynę

i podaję im nalewkę ze mnie 


ona sprawia że zaczynam się im podobać

zresztą nie tylko ja ale i wszystko wokół


ijg


............................


TANIEC PRZY OGNISKU


w tym tańcu szczeliny są tak wąskie

że światło przeciska się z trudem

i nie tańczy a tylko prześwietla


nawet ogień bywa nieszczelny

gdy poddany zapatrzeniu

rozpada się na iskry


my tańczący wokół

odrzucamy ruchliwe cienie

by zmienić się w promień światła

lub wybuchnąć płomieniem


ijg

...................


PURPUROWA IKONA


to wydaje się proste wylecieć nad morze

i spaść ze złamanym skrzydłem na lagunowy brzeg 

nauczyć się być ptakiem a potem kamieniem

by pojednać je w sobie i otrzeć z nich krew


uspokojenie wzbiera w rozkołysie fal

gdy w estuarium biją rytmiczne przypływy

zda mi się że piszę naszą odyseję

pod prąd lub z biegiem rzeki 

i uchodzę z nią


tak słowo po słowie przeglądam purpurę

nie skrzypią nawet uchylane drzwi

światło pada pod kątem który akceptuję

twoja twarz promieniuje w pociemniałym tle


ijg

........................


SUKNIA

     

już nie pamiętam kto mi podarował

tę suknię w kolorach ultramaryny

cynobru i ochry


moje dłonie do tej pory

cenią dotyk jej tkaniny

a kibić wciąż jest dumna

że była nią opięta


dwie święte stoją przy moim fotelu

są piękne jeśli trzeba wyłupią mi oczy

i połamią kołem moje kruche kości

abym jak one doszła do świętości


jeśli będzie konieczne dwaj święci

którzy są z nami zbudują na opoce

i przetłumaczą dla mnie biblię

abym jak oni mogła zgłosić ad vocem


w tej sukni tak się czułam i tak promieniałam

była jak cisza nie do zapomnienia

i nie do zaniechania


jak święto powszedniego dnia

była jak noc

łachmanem i czasem kochania

       

ijg

...............


DROGA


"Nieskończoność i wieczność stanowią największą i jedyną pewność"

Søren Kierkegaard


w drżących na wietrze listkach wierzby

daje się widzieć nieskończoność 

ta jasna pani ciemnej drogi

ma słabość do ich wiotkich łóz


więc czemu nie chce wezwać mnie

z moją bojaźnią moim drżeniem

szłabym za nią trop w trop

i odciskała czasowy ślad


pomocne byłyby nie tylko wierzby

na drogę wzięłabym cały świat

lub zawinęła w tobołek miłość

jedyny mojej wieczności znak


ijg

........................


WYLINKA 


niedorzecznie samotni 

kiedy świat zrzuca skórę 

i ukazuje swój goły brzuch  


wydziedziczeni parzymy oczy

w oglądzie obcych ciał


czekamy śmiertelni w dwójnasób

aż obła nagość okryje się znów ludzką powłoką 

i rzeczy dorosną


ijg 

..................................


GROZA albo FENOMEN BAŃKI MYDLANEJ


puste półki i drabina w sztucznym świetle

to już wyciszona jaskrawość a poza nią mrok 

tuż obok fotel z drewnianymi poręczami


jest we mnie zgoda na taką scenerię 

moje dłonie odzyskują w niej spokój

o który gdzie indziej im niełatwo 


przyzwolenie na lęk nie nadchodzi 

może nie trafia pod właściwy adres

a może już tutaj nie mieszkam


w zwolnionym pokazie wygląda to inaczej

wszystko jest płynne opalizuje jak mydliny

widziałam to wiele razy nie tylko w życiu


te inne rewiry wydzielone są w przepaści


ijg

..................................


KLAUZULA


zmierzch na przedmieściach jest niepewny

ujawnia i niszczy własny potencjał 

do poziomu przestępczego półcienia


niewiele zostaje na dobry początek 

muszę być świadoma tych ograniczeń

bo wieczór nie zdąży nadrobić strat 


a jednak to jest jedyne dopełnienie 

jak uschnięte pelargonie w doniczkach 

jak dachowe koty jak bezpańskie psy 


dzięki temu pozostaje ostatnia szansa

że coś jeszcze ze mnie będzie 

coś ocaleje jakiś znak gest 

albo zgodnie z moją ostatnią wolą

nigdy niewypowiedziane słowo


ijg

..................






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz