niedziela, 26 lutego 2012
PRZEDWIOŚNIE
wrony kraczą w koronach drzew
dziergają czarne koronki
śnieg uparcie bieli
a zimny wiatr targa
biało-czarne kordonki
ijg
piątek, 24 lutego 2012
PODRÓŻ
"Obłoki, straszne moje obłoki..."
Cz. Miłosz
... dopiero wieczorem przychodzi ogłada
obłoki jak pierzyny i wiatr za wysoki
w naszej podróży na taśmie nieba
wieczorem przychodzi ogłada dla smutku
w pierzynach obłoków pod wysokim wiatrem
przez taśmę nieba przeciąga nasza podróż
w samotnym niebie będzie to podróż smutna
ijg
na prostą
powikłania
poplątania powojowe
jak w plecionce
jak w warkoczu
namotania nazakrętne
nadprzepastne
brak oddechu
brak przestrzeni
i nadzieja tylko w prostej linii czasu
ijg
poplątania powojowe
jak w plecionce
jak w warkoczu
namotania nazakrętne
nadprzepastne
brak oddechu
brak przestrzeni
i nadzieja tylko w prostej linii czasu
ijg
czwartek, 23 lutego 2012
WSPOMNIENIE
... nawet jeżeli bardzo dokładnie będę chciała opisać to wspomnienie ...
... to przecież nie wiem...
... jaka wtedy była dokładnie temperatura... z jakiego kierunku wiał wiatr... ile płynęło obłoków na niebie... tego pamięć nie przechowuje... dla wspomnienia jest to nieważne
... więc co jest potrzebne przy budowie, przy opisie wspomnienia ?
........................................
Nie szukaj w przeszłości, nie wracaj do tego, co było - i tak jest to niemożliwe.
Nie myśl o tym. Myśl nie jest budulcem.
Pozwól na przepływ. Na nurt. Na prąd.
Na impulsy, które nadchodzą, kiedy chcą i z taką mocą, jak chcą. One są prawdziwe. W nich jest kod.
........................................
... to było już tak dawno temu... dlaczego wciąż wraca do mnie... w tak wielu obrazach... tak wiele razy... z tak różną siłą... jak echo, jak dzwon, jak wichura, jak łza...
... czego żąda ten upiór, ta mara, ten wampir ... mszy ? ziarna ? krwi ? wspomnienia ?
.......................................
... niczego ?
.......................................
... Czego ?
... zaistnienia w przeszłości jeszcze raz
... zaistnienia w przeszłości za każdym razem, kiedy nadpływa wspomnienie
... upomina się o to, że tak było... że było
... było, więc nigdy już nie będzie nicością i tego nie oczekuj ... to jest niemożliwe.
ijg
... to przecież nie wiem...
... jaka wtedy była dokładnie temperatura... z jakiego kierunku wiał wiatr... ile płynęło obłoków na niebie... tego pamięć nie przechowuje... dla wspomnienia jest to nieważne
... więc co jest potrzebne przy budowie, przy opisie wspomnienia ?
........................................
Nie szukaj w przeszłości, nie wracaj do tego, co było - i tak jest to niemożliwe.
Nie myśl o tym. Myśl nie jest budulcem.
Pozwól na przepływ. Na nurt. Na prąd.
Na impulsy, które nadchodzą, kiedy chcą i z taką mocą, jak chcą. One są prawdziwe. W nich jest kod.
........................................
... to było już tak dawno temu... dlaczego wciąż wraca do mnie... w tak wielu obrazach... tak wiele razy... z tak różną siłą... jak echo, jak dzwon, jak wichura, jak łza...
... czego żąda ten upiór, ta mara, ten wampir ... mszy ? ziarna ? krwi ? wspomnienia ?
.......................................
... niczego ?
.......................................
... Czego ?
... zaistnienia w przeszłości jeszcze raz
... zaistnienia w przeszłości za każdym razem, kiedy nadpływa wspomnienie
... upomina się o to, że tak było... że było
... było, więc nigdy już nie będzie nicością i tego nie oczekuj ... to jest niemożliwe.
ijg
środa, 22 lutego 2012
BÓL
napięcie w Twoich oczach
z którym porywasz moją twarz
wysiłek dłoni by nie dotknąć
mojego zamierającego serca
ijg
wtorek, 21 lutego 2012
Dwa leśmiaki
Gonił leśmiak leśmiaka tak na przełaj ukosem,
A gdy wreszcie go dopadł, zaczął mierzyć się z losem.
I aż zadrżał ze szczęścia, w którym była mdła trwoga,
Gdy w tym drugim leśmiaku już rozpoznał pół boga.
W sobie też czuł połowę, tak na miarę wariata
I zapragnął je scalić, by odnowić sens świata.
Więc łączyli na przemian, próbowali pospołu,
Ale nic im nie dały te pieszczoty prócz znoju.
Pozostali osobno z półboskości bezsiłą,
Bo ich dwu na jednego boga nie starczyło.
Każdy w sobie odrębny na zawsze i wszędzie
I prędzej z półbytów niebyt niż cały byt będzie.
Zawsze na strwon pójdzie trud rąk i nóg usił,
Choć ten mozół scalania wciąż od nowa ich kusi.
Zapatrzyli się w siebie jak w lustrzane odbicia,
A czas stanął na chwilę, aby uszły z nich życia.
Wstecz i w przód naraz ruszył, chociaż niby jedyny,
Czemu w bezczas wtrąceni nie poznali swej winy?
I czemu tylko na poły, a nigdy w całości
Dano im kochać, leśmianieć i bywać w boskości?
W imię jakiej przepaści tak osobnieć im trzeba?
Po co Bogu leśmiaki, skoro nie dał im nieba?
ijg
poniedziałek, 20 lutego 2012
RYTUAŁ PARZENIA HERBATY
poeta pisze wiersz w swoim pokoju
wchodzi jego 89-letnia matka i pyta czy zrobić mu herbaty
dziękuję mamusiu właśnie kończę herbatę którą mi przed chwilą zrobiłaś
poeta pisze wiersz w swoim pokoju przez następne 10 minut
wchodzi jego matka
pyta czy podać mu herbatę
dziękuję już piłem
po kilku minutach wchodzi matka
może napiłbyś się ze mną herbaty
dobrze mamo bardzo chętnie
spotykają się w kuchni
o, przyszedłeś
tak, zrobię dla nas herbatę
ja dziękuję - mówi matka - zrób tylko dla siebie
a, to w takim razie napijemy się później
poeta pisze wiersz w swoim pokoju
po chwili wchodzi matka z filiżanką herbaty
proszę, świeżo zaparzyłam
dziękuję, mamo
ja wypiję u siebie, nie będę ci przeszkadzała
poeta podchodzi do matki obejmuje jej kruche ciało i przytula z miłością
czuje całym sobą jak matka odchodzi
do swojego pokoju aby wypić herbatę z nieistniejącej
filiżanki
poeta pisze wiersz w swoim pokoju popijając herbatę
w przerwie wyszukuje w internecie potrzebną mu informację :
"Rytuał parzenia herbaty pochodzi z Japonii, gdzie Murata Juko opracował całą ceremonię. Celem tego rytuału miało być wyciszenie i harmonia ze światem. W domu do przygotowania dobrej herbaty służą sitka (zaparzaczki) oraz czajniczek.
Sposób przygotowania herbaty ma bardzo duży wpływ na jej smak i aromat."
Poeta pisze w swoim pokoju wiersz o parzeniu herbaty
ijg
niedziela, 19 lutego 2012
Ach, ta Jesień...
... bardzo zdolna, ale taka leniwa... nic nie robi, tylko po całych dniach
włóczy się z takimi różnymi, co to wiadomo - nic dobrego...
... wraca nad ranem bez grosza przy duszy, na twarzy więdnie jej makijaż ...
nosi długie eleganckie suknie, rzadko wkłada obcisłe jeansy z lumpexu
... wieczorami wydzwania do tej małej Melancholii i śmieją się, ale wypala
jeden papieros po drugim ...
... kiedy robić jej o to wszystko wymówki, zapewnia, że odejdzie jak zawsze...
nie zostawiając niczego, co warto byłoby
zapamiętać...
ijg
włóczy się z takimi różnymi, co to wiadomo - nic dobrego...
... wraca nad ranem bez grosza przy duszy, na twarzy więdnie jej makijaż ...
nosi długie eleganckie suknie, rzadko wkłada obcisłe jeansy z lumpexu
... wieczorami wydzwania do tej małej Melancholii i śmieją się, ale wypala
jeden papieros po drugim ...
... kiedy robić jej o to wszystko wymówki, zapewnia, że odejdzie jak zawsze...
nie zostawiając niczego, co warto byłoby
zapamiętać...
ijg
ODDECH
ogarnąć niebem
wyjaśnić słońcem
przytulić do ziemi
niech rozwiewa wiatr
niech osypie śnieg
niech spadnie lawina
ogień przepali
woda poniesie
na dźwigarach fal
będzie
niezniszczalne
w powietrzu podwójnych przestworzy
płuc
a wiosną zakwitnie zapachem
górskich łąk
morskiej bryzy
odpowie znów na
zew
ijg
sobota, 18 lutego 2012
Hommage à Słowacki
Smutno mi, Boże! – Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą...
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!
Juliusz Słowacki
zachód
jak słowo nie od Boga dane
zachód złoto-czerwonej chwili
objętej ramionami dnia
na płachcie nieba
błyszczące szarfy
i wielkie pióra skrzydeł
zagubionych aniołów
półkole słonecznej tarczy
obciętymi promieniami
gra
ustawiam tarczę mojej twarzy
na zachód
czekam wyzywająco
na oblicze
Boga
ijg
GOŁĘBIE
Siedzieliśmy w za dużych dla nas ławkach kościelnych i majtaliśmy z zakłopotaniem nogami, bo przecież sprawa nie była do końca jasna. Pan Jezus chodził w barwnej sukni, prześwietlonej słońcem jak witraż i niematerialną dłonią pieścił nasze dziecięce głowy, chociaż uchylał się za każdym razem, gdy któreś z nas wyciągało rękę, aby go dotknąć.
Głos księdza, wielokrotnie odbity od filarów i sklepienia, nabierał hieratycznego brzmienia.
Bóg jest dobry i sprawiedliwy, ale musi ukrywać się w pięknie błyszczącej, owiewanej feretronami
i osłanianej baldachimem monstrancji, zamkniętej najczęściej w tabernakulum, które jest namiotem ofiarnego zwierzęcia.
Do kościoła chodziliśmy na skróty przez wielkie wysypisko śmieci. Za nim zaczynały się ogródki działkowe, z których kradliśmy niedojrzałe jabłka. Jedliśmy je na lekcji religii i za to ksiądz groził nam chyba potępieniem wiecznym, zaperzając się tak bardzo, że jego głos przechodził w piskliwy falset.
Gniew księdza uśmierzał dopiero Jezus. Kładł dłoń na ramieniu kapłana, a drugą brał od nas jabłko i cichym głosem wyjaśniał, że jest to jabłko granatu. I rzeczywiście, po tych zielonych jabłkach często bolały nas brzuchy. Frydek masował sobie wówczas brzuch i mrużąc wyzywająco oczy mówił księdzu, że nie wierzy w Boga.
Usłyszawszy to, smutny Pan Jezus odwracał się i odchodził, a ksiądz wypędzał nas ze świątyni. A przecież dobrze wiedzieli, że ojciec Frydka był pijakiem i każdej soboty bił jego matkę i siostrę. Zresztą Frydek bardzo rzadko przychodził z nami na religię. Poświęcał cały swój wolny czas gołębiom, ponieważ tylko gołębie kochał. Nie płakał, kiedy pijany ojciec pozabijał jego święte białe ptaki, ale powiedział nam, że zabije ojca, jak dorośnie.
Nie kochaliśmy księdza i dlatego religia nas nudziła.
A gdy byliśmy już trochę starsi, przestał do nas przychodzić Pan Jezus i zapomnieliśmy o nim. Wprawdzie nasze sny jeszcze przez jakiś czas pozostały migotliwie barwne i przezroczyście beztreściwe, przypominając nam Jezusową szatę, ale i ona z roku na rok płowiała.
Potem nasze baraki przeznaczono do rozbiórki i mieliśmy się wyprowadzić do różnych dzielnic miasta. Przed rozstaniem poszliśmy na jabłka, a później plądrowaliśmy nasze wysypisko śmieci, bo można tam było znaleźć wszystko.
Frydek złapał kawkę. I wtedy spotkaliśmy po raz ostatni Jezusa. Nie poznaliśmy Go, gdyż jego suknia była porozdzierana i zbrukana. Tylko Frydek Go poznał i powiedział : - Jezu.
Pan Jezus tak jak i my chodził po wysypisku, grzebiąc kijem w śmieciach. Frydek wyjął zza pazuchy czarnego ptaka i kazał Jezusowi trzymać go za nóżki. Kawka drżała i patrzyła na nas ptasim okiem. Frydek ukręcił łepek ptaka i złożył jego ofiarne ciało w cyborium dłoni Jezusa. Jezus odszedł unosząc czarną hostię, a kiedy już znikał nam z oczu, jego szata zajaśniała na chwilę. Potem gasnąc spłynęła na ziemię.
Frydek włożył palce w usta i przeraźliwie zagwizdał na stado gołębi, kołujące nad naszymi zadartymi głowami.
ijg
CZĘŚCI MOWY
Używanie partykuł i zaimków
(poezja lingwistyczna)
nie tak
nie ma
niema
niemy
nie my
my nie
on nie
nie ona
tak nie
ijg
(poezja lingwistyczna)
nie tak
nie ma
niema
niemy
nie my
my nie
on nie
nie ona
tak nie
ijg
po kres
łażę po obrzeżach
dłonią szukam centrum dna
pełznę wybrzeżem
depczę suchą nogą ostatnią wyspę archipelagu
słów
jest już prawie bezbrzeżnie
ale pogoda wciąż wietrzna tak niesentymentalnie
i bez szans
ijg
na starą modłę
kręgi zataczane na wodzie pisanych słów
dokoła do koła
dookolny bezsens
sensu podkowa odpada
a rozkute słowo bose niewypowiedziane
bo piękno pozostaje niewypowiedzianie bez znaczenia
i podkute bose słowo boskie po wieki wieków
Wstań
o ciemnej jutrzni
ijg
dokoła do koła
dookolny bezsens
sensu podkowa odpada
a rozkute słowo bose niewypowiedziane
bo piękno pozostaje niewypowiedzianie bez znaczenia
i podkute bose słowo boskie po wieki wieków
Wstań
o ciemnej jutrzni
ijg
DOTYK
Siedziałam dziś wieczorem w ogródku przyrestauracyjnym niedaleko kina
letniego, w którym Kasia i Krzyś oglądali Sagę Zmierzch.
Słuchałam muzyki góralskiej i wąchałam dym z grillowanych golonek i kiełbas.
Nie były to warunki sprzyjające myśleniu jak cela klasztorna, więc myślałam niedbale i z wolna.
Naprzeciwko widziałam czerwony neon i wejście do Dance Clubu. Stał przed nim młody mężczyzna, wylaszczony i jak by powiedziała znajoma z cukierni – niezłe ciacho.
Palił papierosa. Nie zwróciłabym na takiego, oczywiście, uwagi, ale nagle podszedł do niego kloszard i najwyraźniej poprosił o papierosa, bo ciacho zaczął obmacywać kieszenie, wyciągnął paczkę i pokazał, że pusta.
Kloszard wskazał wtedy na papieros trzymany w ustach przez ciacho.
Ciacho bez wahania wyjął papierosa i oddał kloszardowi. Ten zaciągnął się spazmatycznie, a potem uśmiechnął z wdzięcznością.
Podali sobie ręce. Kloszard palił przez chwilę i rozmawiał z ciachem. A potem wolno zaczął odchodzić.
I teraz zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Ciacho śmiejąc się złapał kloszarda w pół i odebrał mu papierosa, a potem włożył go do ust i zaciągnął z namiętnością nałogowca. Żebrak patrzył na niego zdumiony.
Ciacho pogroził mu palcem. Kloszard roześmiał się, machnął ręką i wolno odszedł.
Ciacho oparty o drzwi knajpy kończył papierosa.
I wtedy zaczął mi się podobać. Pomyślałam sobie, że powinnam podejść i zapytać go o imię, żeby nie krzywdzić go przezwiskiem „ciacho”, ale jednak bałam się, że potraktuje mnie gorzej niż kloszarda, chociaż gdybym wyjaśniła mu, że potrzebne jest mi JEGO IMIĘ do opowiadania…
obraźliwe słowo „wylaszczony” w każdej chwili mogę wycofać…
ZAKOPANE, 10 lipca 2011
ijg
Słuchałam muzyki góralskiej i wąchałam dym z grillowanych golonek i kiełbas.
Nie były to warunki sprzyjające myśleniu jak cela klasztorna, więc myślałam niedbale i z wolna.
Naprzeciwko widziałam czerwony neon i wejście do Dance Clubu. Stał przed nim młody mężczyzna, wylaszczony i jak by powiedziała znajoma z cukierni – niezłe ciacho.
Palił papierosa. Nie zwróciłabym na takiego, oczywiście, uwagi, ale nagle podszedł do niego kloszard i najwyraźniej poprosił o papierosa, bo ciacho zaczął obmacywać kieszenie, wyciągnął paczkę i pokazał, że pusta.
Kloszard wskazał wtedy na papieros trzymany w ustach przez ciacho.
Ciacho bez wahania wyjął papierosa i oddał kloszardowi. Ten zaciągnął się spazmatycznie, a potem uśmiechnął z wdzięcznością.
Podali sobie ręce. Kloszard palił przez chwilę i rozmawiał z ciachem. A potem wolno zaczął odchodzić.
I teraz zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
Ciacho śmiejąc się złapał kloszarda w pół i odebrał mu papierosa, a potem włożył go do ust i zaciągnął z namiętnością nałogowca. Żebrak patrzył na niego zdumiony.
Ciacho pogroził mu palcem. Kloszard roześmiał się, machnął ręką i wolno odszedł.
Ciacho oparty o drzwi knajpy kończył papierosa.
I wtedy zaczął mi się podobać. Pomyślałam sobie, że powinnam podejść i zapytać go o imię, żeby nie krzywdzić go przezwiskiem „ciacho”, ale jednak bałam się, że potraktuje mnie gorzej niż kloszarda, chociaż gdybym wyjaśniła mu, że potrzebne jest mi JEGO IMIĘ do opowiadania…
obraźliwe słowo „wylaszczony” w każdej chwili mogę wycofać…
ZAKOPANE, 10 lipca 2011
ijg
SEANS (przy zapalonych światłach brzasku)
na krawędzi ponad siły
na ostrzu noża chodzić po wodzie gdzie słowo
kpi z następnego
obejść wokół w odwrocie
przy zamkniętych na oślep oczach
od zatrzaśniętych na głucho drzwi
ale przede wszystkim
nie dotykać nie dotykać
no to
skoro
wymaga takiego myślenia w pocie czoła
co to
za miłość
a innej nie chcę
ijg
Jak zrobić jesień (przepis)
Wieczorami wylegiwać się na ulubionej kanapie, czytając kolejny raz dziewiętnastowieczne francuskie i rosyjskie powieści...
Czasem dla rozrywki smażyć ziemniaczane placki...
Mieć w zasięgu ręki telefon, ale do nikogo nie dzwonić...
Przypominać sobie najlepsze w świecie wiersze i cicho je mówić do siebie samej...
szukać długo i bezskutecznie po całym domu zbiorków poezji wielkich poetów Kawafisa, Rilkego...
Co kilka dni zapraszać na wieczór tych, których kochane twarze są niezbędne w każdej porze roku...
Nie myśleć o zimie...
Przeczekać do wiosny.
ijg
MNIEJ NIŻ MILION
Po wyjściu z pracy idę Wybrzeżem Kościuszkowskim do mostu
Poniatowskiego.
Po prawej stronie naprzeciwko Centrum Nauki Kopernik mijam codziennie wielki salon Bentleya. Za przeszkloną ścianą stoją czarne i szare wypasione bryki. Przyciągają wzrok swoimi wielorybimi kształtami i obłymi pyskami.
Dziś zatrzymałam się na chwilę, aby spojrzeć na nie i sprawdzić swoją odporność na fascynację symbolami rozpasanego luksusu.
Ktoś stanął przy mnie. Obejrzałam się. Razem ze mną patrzył na bentleye stary kloszard.
- Czy orientuje się pani, ile może kosztować taki wózek ?
- Nie, nie mam pojęcia… ale tani nie jest – odpowiedziałam i chciałam odejść.
- Szkoda, chciałbym znać ich cenę – uśmiechnął się do mnie.
Miał bardzo jasne, spokojne spojrzenie. Uśmiechnęłam się rozbawiona. Zauważył moją reakcję i chyba dlatego nagle zaproponował :
- A może wejdźmy do tego salonu i zapytajmy…
Jego oczy zabłysły. Czułam, że wystawia mnie na próbę, że zaczął się pojedynek.
Zawahałam się, ale nie było odwrotu.
Kloszard był już prawie pewien zwycięstwa, kiedy wbrew sobie zgodziłam się.
- Dobrze. Wejdźmy. Dziś aż tak bardzo nie spieszę się do domu.
Otworzył drzwi salonu i z wprawą przepuścił mnie. Weszliśmy do rzęsiście oświetlonego wielkiego pomieszczenia.
Stało w nim sześć samochodów i dwa biurka. Przy jednym siedział mężczyzna w ciemnym garniturze, białej koszuli i krawacie, przy drugim młoda kobieta w białej bluzce, czarnej spódniczce i przylizanej fryzurze.
Kobieta wstała i podeszła do nas. Na jej wytrenowanej zasadami marketingu twarzy malowało się nieprofesjonalne zdumienie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc ? – zapytała standardem.
- Dzień dobry – odpowiedziałam – jesteśmy zainteresowani ceną samochodu marki bentley.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ stał już przy nas jej kolega w ciemnym garniturze. Prawie niedostrzegalnie dał jej znak oczami, że przejmuje sprawę.
No i zadał nam trudne pytanie.
- Jaki model państwa interesuje ?
Bezradnie spojrzałam na mojego towarzysza, dając mu do zrozumienia, że on musi odpowiedzieć , ponieważ ja znałam tylko słowo bentley, wypisane wielkimi literami nad wejściem do salonu.
- Interesuje nas, oczywiście, jakiś tańszy model… odpowiedział poważnie kloszard.
- Rozumiem. W salonie eksponujemy w tej chwili modele : Bentley Continental GT, Bentley GT Supersport, Bentley Mulsanne…
- To może ten Continental… zdecydował kloszard.
- To jest ten – sprzedawca wskazał samochód, stojący najbliżej nas – rozwija maksymalną prędkość 318 km /h, przyspiesza od 0 do 100 km/h w 4,8 sekundy…
- Bardzo dziękujemy za te dane – przerwał kloszard – ale nas interesuje tylko jego cena…
- Oczywiście, proszę pana. Z założenia Continental GT jest tanim bentleyem… jego cena wynosi około 900 tys. złotych; na pewno nie przekracza miliona.
- Aha, no to już wiemy… dziękujemy.
- Proszę bardzo. Czy zechcą państwo obejrzeć inne eksponowane w salonie modele ?
- Nie, dziękujemy. Popatrzymy sobie na nie przez szybę z ulicy. Do widzenia.
Wyszliśmy.
- Ale drogi ten bentley Continental – powiedział ze smutkiem kloszard.
- No przecież mówiłam panu, że tani to on na pewno nie jest…
- Tak, ale żeby aż tyle kosztował… - martwił się dalej.
- A jak pan sądził, że niby ile on kosztuje ? – dopytywałam się.
- Czy ja wiem… z dziesięć tysięcy… to przecież też niemało by było…
- Też tak uważam… 10 tysięcy to sporo kasy…
Szliśmy wolno Wybrzeżem Kościuszkowskim, rozmawiając o cenach, drożyźnie, samochodach…
Rozstaliśmy się przy moście Poniatowskiego. Kloszard odbijał na prawo w stronę Dobrej, ja musiałam wejść na most.
- Do widzenia pani. Miło było pogawędzić o bentleyach. Właściwie dzięki mnie poznała pani ich cenę. Jest pani bardzo miła i dlatego zapytam, czy mogłaby mi pani dać 2 złote ?
- Oczywiście. Dobrze, że pan zapytał. Wstydziłam się zaproponować panu pieniądze…
- Tak myślałem… zwłaszcza po tej wspólnej wizycie w salonie Bentleya było pani niezręcznie…
- O, właśnie z tego powodu…
I głośno oboje się roześmialiśmy.
ijg
Po prawej stronie naprzeciwko Centrum Nauki Kopernik mijam codziennie wielki salon Bentleya. Za przeszkloną ścianą stoją czarne i szare wypasione bryki. Przyciągają wzrok swoimi wielorybimi kształtami i obłymi pyskami.
Dziś zatrzymałam się na chwilę, aby spojrzeć na nie i sprawdzić swoją odporność na fascynację symbolami rozpasanego luksusu.
Ktoś stanął przy mnie. Obejrzałam się. Razem ze mną patrzył na bentleye stary kloszard.
- Czy orientuje się pani, ile może kosztować taki wózek ?
- Nie, nie mam pojęcia… ale tani nie jest – odpowiedziałam i chciałam odejść.
- Szkoda, chciałbym znać ich cenę – uśmiechnął się do mnie.
Miał bardzo jasne, spokojne spojrzenie. Uśmiechnęłam się rozbawiona. Zauważył moją reakcję i chyba dlatego nagle zaproponował :
- A może wejdźmy do tego salonu i zapytajmy…
Jego oczy zabłysły. Czułam, że wystawia mnie na próbę, że zaczął się pojedynek.
Zawahałam się, ale nie było odwrotu.
Kloszard był już prawie pewien zwycięstwa, kiedy wbrew sobie zgodziłam się.
- Dobrze. Wejdźmy. Dziś aż tak bardzo nie spieszę się do domu.
Otworzył drzwi salonu i z wprawą przepuścił mnie. Weszliśmy do rzęsiście oświetlonego wielkiego pomieszczenia.
Stało w nim sześć samochodów i dwa biurka. Przy jednym siedział mężczyzna w ciemnym garniturze, białej koszuli i krawacie, przy drugim młoda kobieta w białej bluzce, czarnej spódniczce i przylizanej fryzurze.
Kobieta wstała i podeszła do nas. Na jej wytrenowanej zasadami marketingu twarzy malowało się nieprofesjonalne zdumienie.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc ? – zapytała standardem.
- Dzień dobry – odpowiedziałam – jesteśmy zainteresowani ceną samochodu marki bentley.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ stał już przy nas jej kolega w ciemnym garniturze. Prawie niedostrzegalnie dał jej znak oczami, że przejmuje sprawę.
No i zadał nam trudne pytanie.
- Jaki model państwa interesuje ?
Bezradnie spojrzałam na mojego towarzysza, dając mu do zrozumienia, że on musi odpowiedzieć , ponieważ ja znałam tylko słowo bentley, wypisane wielkimi literami nad wejściem do salonu.
- Interesuje nas, oczywiście, jakiś tańszy model… odpowiedział poważnie kloszard.
- Rozumiem. W salonie eksponujemy w tej chwili modele : Bentley Continental GT, Bentley GT Supersport, Bentley Mulsanne…
- To może ten Continental… zdecydował kloszard.
- To jest ten – sprzedawca wskazał samochód, stojący najbliżej nas – rozwija maksymalną prędkość 318 km /h, przyspiesza od 0 do 100 km/h w 4,8 sekundy…
- Bardzo dziękujemy za te dane – przerwał kloszard – ale nas interesuje tylko jego cena…
- Oczywiście, proszę pana. Z założenia Continental GT jest tanim bentleyem… jego cena wynosi około 900 tys. złotych; na pewno nie przekracza miliona.
- Aha, no to już wiemy… dziękujemy.
- Proszę bardzo. Czy zechcą państwo obejrzeć inne eksponowane w salonie modele ?
- Nie, dziękujemy. Popatrzymy sobie na nie przez szybę z ulicy. Do widzenia.
Wyszliśmy.
- Ale drogi ten bentley Continental – powiedział ze smutkiem kloszard.
- No przecież mówiłam panu, że tani to on na pewno nie jest…
- Tak, ale żeby aż tyle kosztował… - martwił się dalej.
- A jak pan sądził, że niby ile on kosztuje ? – dopytywałam się.
- Czy ja wiem… z dziesięć tysięcy… to przecież też niemało by było…
- Też tak uważam… 10 tysięcy to sporo kasy…
Szliśmy wolno Wybrzeżem Kościuszkowskim, rozmawiając o cenach, drożyźnie, samochodach…
Rozstaliśmy się przy moście Poniatowskiego. Kloszard odbijał na prawo w stronę Dobrej, ja musiałam wejść na most.
- Do widzenia pani. Miło było pogawędzić o bentleyach. Właściwie dzięki mnie poznała pani ich cenę. Jest pani bardzo miła i dlatego zapytam, czy mogłaby mi pani dać 2 złote ?
- Oczywiście. Dobrze, że pan zapytał. Wstydziłam się zaproponować panu pieniądze…
- Tak myślałem… zwłaszcza po tej wspólnej wizycie w salonie Bentleya było pani niezręcznie…
- O, właśnie z tego powodu…
I głośno oboje się roześmialiśmy.
ijg
piątek, 17 lutego 2012
DYSPERSJA
barwy wracają
przez pryzmat snu
tam czekam
aż się roztęczą aż zatętnią
i znów zwiną
w biały sens
jawy
ijg
przez pryzmat snu
tam czekam
aż się roztęczą aż zatętnią
i znów zwiną
w biały sens
jawy
ijg
MELIORACJE
ulica to był już świat
nie było na niej chodników
nie było asfaltu ani kocich łbów
był ciemny piasek
i piękne kałuże
lekko obmarznięte z połamaną krą
lód skrzył się w słońcu bogato i czarował
w wieku sześciu lat
nie ceni się nowych zimowych bucików
ani zrobionych przez babcię wełnianych rękawiczek
z reniferami
można zacząć melioracje
rozdeptywać krę na kałużach
przekopywać rowki między kałużami
by woda spływała zgodnie z pochyłością ulicy
do innych kałuż
można porządkować świat
czuć jego podatność na zmianę
być gospodarzem rzeczywistości
panować nad chaosem
i przypadkowością
działać
wykorzystać czas genialny
czas który kiedyś minie
a jeszcze później rok po roku
opadną z niego chęci
i czyny melioracyjne
ijg
DIAGNOZA
urodziła troje dzieci
wychowała
bo jest kobietą
bo jest człowiekiem
bo w to wierzyła
bo wierzyła
pragnęła
i kochała
kiedy siedzę przy jej łóżku
milczymy
patrzymy sobie w oczy
trudno jej się uśmiechać
ja się uśmiecham
muszę
wczoraj powiedziała
zadanie wykonane córeczko
i uśmiechnęła się
poprosiłam żeby wypiła herbatę
lekarz powiedział że mama
za mało je
i dlatego całkiem opadła z sił
ijg
wychowała
bo jest kobietą
bo jest człowiekiem
bo w to wierzyła
bo wierzyła
pragnęła
i kochała
kiedy siedzę przy jej łóżku
milczymy
patrzymy sobie w oczy
trudno jej się uśmiechać
ja się uśmiecham
muszę
wczoraj powiedziała
zadanie wykonane córeczko
i uśmiechnęła się
poprosiłam żeby wypiła herbatę
lekarz powiedział że mama
za mało je
i dlatego całkiem opadła z sił
ijg
czwartek, 16 lutego 2012
wiersz podróżny
... cykady recytują wiersze
wsłuchana odmierzam sobą przestrzeń i czas
supły życia
słupy włoskiego światła
gdzieś w oddali ranne wieczorne serce
morze lśni morzem tęsknię
może jeszcze nie wracać
ijg
wsłuchana odmierzam sobą przestrzeń i czas
supły życia
słupy włoskiego światła
gdzieś w oddali ranne wieczorne serce
morze lśni morzem tęsknię
może jeszcze nie wracać
ijg
PERŁOPŁAW
prawie w sercu nie uwiera
rośnie opalizując
otulone powłokami zachwytu
dojrzewa w pięknie
otworzyć ostrym nożykiem
spojrzeć i dotknąć
zbezczeszczone zdradzi
i wyda własną śmierć
a do bólu
i tak się nie przyzna
ijg
rośnie opalizując
otulone powłokami zachwytu
dojrzewa w pięknie
otworzyć ostrym nożykiem
spojrzeć i dotknąć
zbezczeszczone zdradzi
i wyda własną śmierć
a do bólu
i tak się nie przyzna
ijg
Z drzewa wiadomości
w pustkę jak inni
do kosza bez dna
jabłka dni wrzucać
nie czuć ich krągłości zapachu i smaku
nigdy żalu
aż kiedyś
nawet nie w sadzie
ogrodzie czy raju
gdzieś nagle
dotknąć różanej bieli
atłasowego blasku
i ogrzać dłonie chłodem
kwiatu jabłoni
poza miąższem i pestką uwierzyć
w owoc
wtedy właśnie
ijg
MODERNA JESIENNA
miasto w muślinowym woalu mgieł
suknie ślubne więdną na wystawie
przechodzę mimo
ale słowa nadążają i podpowiadają mi siebie
cofam się w nie
ach, rano czar jesieni
jej magia i prawo
budzą się w dawno nie czytanych sentymentach
ijg
suknie ślubne więdną na wystawie
przechodzę mimo
ale słowa nadążają i podpowiadają mi siebie
cofam się w nie
ach, rano czar jesieni
jej magia i prawo
budzą się w dawno nie czytanych sentymentach
ijg
Człowieku XXI wieku ,
zainwestuj w Nicość
graj na giełdzie pustki
wykup pakiet większościowy holdingu zer
zrezygnuj z tożsamości i stań się
podmiotem gospodarczym
wstąp do grupy kapitałowej
odprawiaj msze w konsorcjum
na odpoczynek jedź do Trustu
czekaj na Ostateczny Syndykat
i nie bój się
nie trafisz po śmierci do piekła
bo
piekła nie ma
innego piekła już nie ma
i nigdy nie będzie
ijg
graj na giełdzie pustki
wykup pakiet większościowy holdingu zer
zrezygnuj z tożsamości i stań się
podmiotem gospodarczym
wstąp do grupy kapitałowej
odprawiaj msze w konsorcjum
na odpoczynek jedź do Trustu
czekaj na Ostateczny Syndykat
i nie bój się
nie trafisz po śmierci do piekła
bo
piekła nie ma
innego piekła już nie ma
i nigdy nie będzie
ijg
Wiedza z Księżyca
... jak płynąć po niebie w nowiu
do pełni
wiedząc że po niej znów
nów
Księżyc objaśnia się
wokół Ziemi
Słońcem
ijg
do pełni
wiedząc że po niej znów
nów
Księżyc objaśnia się
wokół Ziemi
Słońcem
ijg
NOCNE SZACHY
liczba graczy : 1
szachownica : same czarne pola
figury : czarne
czarny król
czarna królowa
czarna wieża
czarny koń
czarny goniec
czarne piony
wszystkie figury atakują króla i wszystkie go bronią
mat jest zwycięstwem przegranym i zwycięską przegraną
jedynym niebezpieczeństwem jest
pat
niestety zdarza on się bardzo często
ijg
szachownica : same czarne pola
figury : czarne
czarny król
czarna królowa
czarna wieża
czarny koń
czarny goniec
czarne piony
wszystkie figury atakują króla i wszystkie go bronią
mat jest zwycięstwem przegranym i zwycięską przegraną
jedynym niebezpieczeństwem jest
pat
niestety zdarza on się bardzo często
ijg
wyprzedaż cierpienia
wyprzedaż cierpienia
upusty 70 %
w różnych odcieniach i wzorach
rozmiary do XXXL włącznie
unisex
off-season
możliwy zakup przez internet (upust 76 %)
lifestylowy serwis shoppingowy
dostawa do domu bezpłatna
wielkie marki w małych cenach
.................
nie przegap okazji
skorzystaj i zaopatrz się w CIERPIENIE modne i stylowe
to Twoje stare znoszone i złachane wygląda już jak z lumpexu
ijg
upusty 70 %
w różnych odcieniach i wzorach
rozmiary do XXXL włącznie
unisex
off-season
możliwy zakup przez internet (upust 76 %)
lifestylowy serwis shoppingowy
dostawa do domu bezpłatna
wielkie marki w małych cenach
.................
nie przegap okazji
skorzystaj i zaopatrz się w CIERPIENIE modne i stylowe
to Twoje stare znoszone i złachane wygląda już jak z lumpexu
ijg
GÓRY SAMOPOZNANIA
w górach
spotykam się twarzą w twarz
chodzę noga w nogę
nie odwracam oczu od siebie
ale i tak widzę
całą przestrzeń rozbitą
w czasie
kiedy
schodzę
np.
z
Czerwonych Wierchów
do
Hali Kondratowej
i echo odbija mój śmiech
bo psychologiczna wiedza o dezintegracji pozytywnej
łaskocze mnie w udach i łydkach
a Giewont w zasięgu porozumienia
puszcza obłoki mgły.................
..................wtedy jestem
bardzo szczęśliwa
może tylko wtedy
(wiem, wiem - psychologia określa to
jako integrację na wyższym poziomie
osobowości
i takie tam bzdety)
ijg
spotykam się twarzą w twarz
chodzę noga w nogę
nie odwracam oczu od siebie
ale i tak widzę
całą przestrzeń rozbitą
w czasie
kiedy
schodzę
np.
z
Czerwonych Wierchów
do
Hali Kondratowej
i echo odbija mój śmiech
bo psychologiczna wiedza o dezintegracji pozytywnej
łaskocze mnie w udach i łydkach
a Giewont w zasięgu porozumienia
puszcza obłoki mgły.................
..................wtedy jestem
bardzo szczęśliwa
może tylko wtedy
(wiem, wiem - psychologia określa to
jako integrację na wyższym poziomie
osobowości
i takie tam bzdety)
ijg
inne wody życia
jak czarny staw
odbijasz górskie błyskawice słów
wokół gromy skał
a ja...
ale ja jestem rzeką
we mnie jest
morze snów
płynę w nie
ijg
odbijasz górskie błyskawice słów
wokół gromy skał
a ja...
ale ja jestem rzeką
we mnie jest
morze snów
płynę w nie
ijg
taka poetyka
moje wiersze nie są okrągłe
zawijam je
jak pierogi ale nadzienie
ze słów
zostawiam na zewnątrz
przekrojone
są nie do przełknięcia
ijg
zawijam je
jak pierogi ale nadzienie
ze słów
zostawiam na zewnątrz
przekrojone
są nie do przełknięcia
ijg
REDUKCJA (etiuda pożegnalna)
och, jak dobrze
ze wszystkich słów
wymówić nie
z całego pożegnania
pamiętać dłonią zimną klamkę
nie spojrzeć nawet
przez ramię
na zrzucony ciężar rozbity o dno
no, do dna
już dobrze
ijg
ze wszystkich słów
wymówić nie
z całego pożegnania
pamiętać dłonią zimną klamkę
nie spojrzeć nawet
przez ramię
na zrzucony ciężar rozbity o dno
no, do dna
już dobrze
ijg
na sen
wyrojone pszczoły naniosą ci słów
w ułożone dłonie nieobjętych zórz
lasów zapachami o wieczorze łąk
co odlotem ptasim
ukołyszą sen
oczu wyciszonych w niewidziany cień
ijg
w ułożone dłonie nieobjętych zórz
lasów zapachami o wieczorze łąk
co odlotem ptasim
ukołyszą sen
oczu wyciszonych w niewidziany cień
ijg
ignotum per ignotum
aby to wyznać
potrzebne są słowa spoza słownika
poddane innej gramatyce i składni
wymawiane brzmią niefonetycznie
ich semantyka jest nieznana
ale dzięki nim dopiero
siebie
rozumiem
ijg
potrzebne są słowa spoza słownika
poddane innej gramatyce i składni
wymawiane brzmią niefonetycznie
ich semantyka jest nieznana
ale dzięki nim dopiero
siebie
rozumiem
ijg
Retusz portretu
wieczorny szum wiatru
łagodne dłonie drzew
spokojne oczy ptaka
powiążę w supły
w metaforę tej twarzy
bo w niej
rozwiązane kokardy jedwabnej ciszy
ijg
łagodne dłonie drzew
spokojne oczy ptaka
powiążę w supły
w metaforę tej twarzy
bo w niej
rozwiązane kokardy jedwabnej ciszy
ijg
jak najuczciwiej
uczciwiej jest
nie wyrazić więcej
niedokładniej się przyjrzeć
niewyraźnie dać wyraz
słownie powtórzyć zatarty napis
uczciwiej mniej
niż za bardzo
siebie mniej
dla innych i tak za dużo
ijg
nie wyrazić więcej
niedokładniej się przyjrzeć
niewyraźnie dać wyraz
słownie powtórzyć zatarty napis
uczciwiej mniej
niż za bardzo
siebie mniej
dla innych i tak za dużo
ijg
Ponad snami
zaprzepaścić
utracić
odepchnąć
a i tak wróci
z przepaści
po utracie
bez tchu i we łzach
nigdy na zawsze
nie trzeba brać tego
do serca
ijg
utracić
odepchnąć
a i tak wróci
z przepaści
po utracie
bez tchu i we łzach
nigdy na zawsze
nie trzeba brać tego
do serca
ijg
va banque
pod arkadami snu
niewiarą opętani
siadamy jak co dzień
do gry
ten świat to drań
a tamten kpi
nie jest to więc fair play
liczmany sensu zgarniemy znów
ruletka stratą drgnie
nie wygra nikt
to taka gra
nie o to stawka szła
ijg
niewiarą opętani
siadamy jak co dzień
do gry
ten świat to drań
a tamten kpi
nie jest to więc fair play
liczmany sensu zgarniemy znów
ruletka stratą drgnie
nie wygra nikt
to taka gra
nie o to stawka szła
ijg
środa, 15 lutego 2012
Moje wierne zwierzęta
ośmiornica zmęczenia oplotła mnie ramionami
jaszczury smutku układają właśnie wydłużone pyski na moich kolanach
wrony i kruki siedzą mi na ramionach i mają za złe
czarny kot boczy się w kącie spoglądając nieufnie w moją stronę
pies ma pecha więc patrzy zawiedziony w okno
dobrze że nie mam papugi
ale człowiek
mój człowiek
opuścił mnie na dobre
a może jednak
i
na
złe
ijg
jaszczury smutku układają właśnie wydłużone pyski na moich kolanach
wrony i kruki siedzą mi na ramionach i mają za złe
czarny kot boczy się w kącie spoglądając nieufnie w moją stronę
pies ma pecha więc patrzy zawiedziony w okno
dobrze że nie mam papugi
ale człowiek
mój człowiek
opuścił mnie na dobre
a może jednak
i
na
złe
ijg
GRZESZNIE
Dla Hanki i Joanny
z wyrazami bezgrzesznej miłości
Ach, te niewinne grzechy
ta duszy świąteczna jemioła
można się pod nią całować
czekając na śnieg
aż spadnie rozgrzeszny
i będzie się śmiał
z każdego wspomnienia
srebrnym dzwoneczkiem u sań
ijg
z wyrazami bezgrzesznej miłości
Ach, te niewinne grzechy
ta duszy świąteczna jemioła
można się pod nią całować
czekając na śnieg
aż spadnie rozgrzeszny
i będzie się śmiał
z każdego wspomnienia
srebrnym dzwoneczkiem u sań
ijg
szczęście
blask ukośny
w kolumnadzie drżących cisz
na posadzce bazyliki
marmurowej
lub w krysztale
ciętych róż
ijg
w kolumnadzie drżących cisz
na posadzce bazyliki
marmurowej
lub w krysztale
ciętych róż
ijg
W Królestwie Ciszy
dźwięki to liszaje Ciszy
jej rdza i dekadencja
przychodzą nieustannie
z tamtej strony
jak Leśmianowskie ćmy
zdarza się i tak
że wytaczają
nawet
bębny
na trwogę
ijg
jej rdza i dekadencja
przychodzą nieustannie
z tamtej strony
jak Leśmianowskie ćmy
zdarza się i tak
że wytaczają
nawet
bębny
na trwogę
ijg
DYPTYK cz.II
rano szron
i to wspomnienie
jak biblijny oścień
ożyło na mrozie
bo tu jego miejsce
nie wyrwę się
nie wierzgnę przeciw niemu
więc pomóż mi nie wybaczyć Ci
śmierci
bydlęcej mierzwy tej nędzy
i na wieki wieków
niechaj ją srebrzy
szron
ijg
i to wspomnienie
jak biblijny oścień
ożyło na mrozie
bo tu jego miejsce
nie wyrwę się
nie wierzgnę przeciw niemu
więc pomóż mi nie wybaczyć Ci
śmierci
bydlęcej mierzwy tej nędzy
i na wieki wieków
niechaj ją srebrzy
szron
ijg
Zbytek tęsknoty
duszy mej kruchy pałac
cały z lodowej pianki
wtulony w zimowy ogród
kwitnie biało
jej senny blask
w męczącej ciszy
rzęsistej oranżerii
równoważy dietę pragnienia
i głodu
wychodzę z naręczem nie odnalezionych
kwiecistych
słów
ijg
cały z lodowej pianki
wtulony w zimowy ogród
kwitnie biało
jej senny blask
w męczącej ciszy
rzęsistej oranżerii
równoważy dietę pragnienia
i głodu
wychodzę z naręczem nie odnalezionych
kwiecistych
słów
ijg
SŁOWA
nie każdy kwiat jest zarzewiem owocu
brak miąższu ziemi wypalonej
nie oprzesz na niej poranionej stopy
nie odejdziesz
nie sądź że masz coś oprócz słów
że dotkniesz ich znaczeniem
schylasz się
i podnosisz wygasłą żagiew
dookolnej ciszy
a musisz na nią odpowiedzieć
samymi słowami
bez udziału płuc
bez udręki bijącego serca
ijg
brak miąższu ziemi wypalonej
nie oprzesz na niej poranionej stopy
nie odejdziesz
nie sądź że masz coś oprócz słów
że dotkniesz ich znaczeniem
schylasz się
i podnosisz wygasłą żagiew
dookolnej ciszy
a musisz na nią odpowiedzieć
samymi słowami
bez udziału płuc
bez udręki bijącego serca
ijg
PRZECIĄGANIE LINY
PRZECIĄGANIE LINY
(zabawa noworoczna)
liczba graczy : 1
wystarczy kawałek sznura bądź liny by świetnie się bawić
przeciąganie liny to konkurencja wymagająca siły i sprytu
można dłonie obetrzeć do krwi ale to jeszcze nic
można upaść twarzą na murawę ale to też nic
można dać się ciągnąć po błocie kilka metrów na brzuchu ale co tam nieważne
... dopiero gdy
dopiero gdy pod koniec gry
leżymy bez sił
i patrzymy na nierozerwaną wciąż linę
dopiero wtedy czujemy chwałę zwycięstwa przegranej
i bije nasze serce
przywiązane z obu stron liny
i już nie ma siły walczyć ze sobą
i poddaje się sobie
ale pozostaje na miejscach
ijg
(zabawa noworoczna)
liczba graczy : 1
wystarczy kawałek sznura bądź liny by świetnie się bawić
przeciąganie liny to konkurencja wymagająca siły i sprytu
można dłonie obetrzeć do krwi ale to jeszcze nic
można upaść twarzą na murawę ale to też nic
można dać się ciągnąć po błocie kilka metrów na brzuchu ale co tam nieważne
... dopiero gdy
dopiero gdy pod koniec gry
leżymy bez sił
i patrzymy na nierozerwaną wciąż linę
dopiero wtedy czujemy chwałę zwycięstwa przegranej
i bije nasze serce
przywiązane z obu stron liny
i już nie ma siły walczyć ze sobą
i poddaje się sobie
ale pozostaje na miejscach
ijg
Poeta
gniew zamurowanej róży
w plewionym wirydarzu
u furty młody brat
jak letnia mgła
przedeptane ścieżki kreatywnej pustki
w krużgankach rozbiegane cienie
on stoi pochylony ciszą
wyciąga zimne dłonie
i gładzi płomień
szyję wygiętą w łuk
wsłuchany w blask
wpatrzony w śpiew
czeka
aż płomień rozdwoi się
i zastygnie w uwolnionej róży
ijg
w plewionym wirydarzu
u furty młody brat
jak letnia mgła
przedeptane ścieżki kreatywnej pustki
w krużgankach rozbiegane cienie
on stoi pochylony ciszą
wyciąga zimne dłonie
i gładzi płomień
szyję wygiętą w łuk
wsłuchany w blask
wpatrzony w śpiew
czeka
aż płomień rozdwoi się
i zastygnie w uwolnionej róży
ijg
Zimowy spacer
szary park
wrony kraczą na czarnych gałęziach
piękno w negatywie
nie wywołane wspomnienie lata
ijg
wrony kraczą na czarnych gałęziach
piękno w negatywie
nie wywołane wspomnienie lata
ijg
stylem klasycznym
jeżeli kochasz morze
poddaj się jego fali
ona cię uniesie
i wyrzuci na brzeg
bezludnej wyspy
ijg
poddaj się jego fali
ona cię uniesie
i wyrzuci na brzeg
bezludnej wyspy
ijg
à la mode
oczy wbite pod powieki
w górze szare niebo
zgrabiałe ręce złożone
do grobu
tylko z oddali ten krzyk
we mgle we mgle
ijg
w górze szare niebo
zgrabiałe ręce złożone
do grobu
tylko z oddali ten krzyk
we mgle we mgle
ijg
Manifeste du surréalisme
w sukni zżartej przez mole półnaga
biegła przez winnice kapusty
wokół różowe oleandry wierzb
wąskie cyprysy i zapach lawendy grochu
wydłużał się cień nimfy
jej kamienny uśmiech porastał mchem snu
cień nie kocha nie płacze
lekko drży poza cmentarnym murem ogrodu
a jest to ogród wyciętych drzew
umilkły na nich ptaki pustkowia
pozostał śpiew
słyszalny tylko dla ucha głuchych cisz
ijg
biegła przez winnice kapusty
wokół różowe oleandry wierzb
wąskie cyprysy i zapach lawendy grochu
wydłużał się cień nimfy
jej kamienny uśmiech porastał mchem snu
cień nie kocha nie płacze
lekko drży poza cmentarnym murem ogrodu
a jest to ogród wyciętych drzew
umilkły na nich ptaki pustkowia
pozostał śpiew
słyszalny tylko dla ucha głuchych cisz
ijg
* * *
wielkie morze dla orszaku ryb
łódź pełna aniołów
fale w sercu krew za krew
i krwi burzy kolor skał
potężne pióra chmur
wina nieba i tylko żal
mój
(po kolejnym przeczytaniu poematu J. Słowackiego "W Szwajcarii")
ijg
łódź pełna aniołów
fale w sercu krew za krew
i krwi burzy kolor skał
potężne pióra chmur
wina nieba i tylko żal
mój
(po kolejnym przeczytaniu poematu J. Słowackiego "W Szwajcarii")
ijg
Zmierzch
po deszczu trawy pachniały zmierzchem
kiedyś i Ty byłeś w tym zapachu
we wspomnieniu trawy pachną deszczem i zmierzchem
trawy przetrwały
ijg
kiedyś i Ty byłeś w tym zapachu
we wspomnieniu trawy pachną deszczem i zmierzchem
trawy przetrwały
ijg
Popłomiennie
takiś Ty mocarz
co bez trwogi
przy blasku świecy
cieniom na ścianie
patrzy w twarz
i rycerz taki
co w ramionach szerszy
bo zagarnął
wszystkich miłości swoich zwój
a ja
w płomieniach ćma
w miłości znoju
ognioodporna
ćma
co bez trwogi
przy blasku świecy
cieniom na ścianie
patrzy w twarz
i rycerz taki
co w ramionach szerszy
bo zagarnął
wszystkich miłości swoich zwój
a ja
w płomieniach ćma
w miłości znoju
ognioodporna
ćma
[ jesteśmy jak udręka ]
jesteśmy jak udręka
ponad sobą
w załzawionym oku cisz
jesteśmy wokół
jak ekstaza
niewyjaśnionych sensów snu
jesteśmy aż będziemy
jedynym
i ostatnim słowem nas
słowem my
ijg
ponad sobą
w załzawionym oku cisz
jesteśmy wokół
jak ekstaza
niewyjaśnionych sensów snu
jesteśmy aż będziemy
jedynym
i ostatnim słowem nas
słowem my
ijg
Strofy o domu
często buduję dom
śledzę muchy na suficie
oparta łokciami o parapet
zawieszam wzrok w pustej ramie
tygodniami ustawiam fotel
w piątym kącie pod dachem
kwiaty wyrosną wiosną
wtedy potrzebny mi będzie stół
i wazon
wyburzone ściany
podmiotę pod dywan
komin zapali fajkę
a ja wyjadę tęsknotą
za własnym domem
ijg
śledzę muchy na suficie
oparta łokciami o parapet
zawieszam wzrok w pustej ramie
tygodniami ustawiam fotel
w piątym kącie pod dachem
kwiaty wyrosną wiosną
wtedy potrzebny mi będzie stół
i wazon
wyburzone ściany
podmiotę pod dywan
komin zapali fajkę
a ja wyjadę tęsknotą
za własnym domem
ijg
Pars pro toto
mokre chodniki
spłacheć brudnego śniegu
psia kupa
jaskrawy neon
haust zimnego powietrza
topniejący na policzku płatek śniegu
swąd samochodowych spalin
sygnał telefonu
nie wszystko na raz ...
zacięta twarz przechodnia
mój lęk
pokorne oczy bezdomnego psa
nagłe przypomnienie Twojego uśmiechu
za dużo na raz
* * *
skazana na wszystko
wyrzucona poza nic
odbieram część
nie mam możliwości niczego
możliwości pełni
też brak
ijg
spłacheć brudnego śniegu
psia kupa
jaskrawy neon
haust zimnego powietrza
topniejący na policzku płatek śniegu
swąd samochodowych spalin
sygnał telefonu
nie wszystko na raz ...
zacięta twarz przechodnia
mój lęk
pokorne oczy bezdomnego psa
nagłe przypomnienie Twojego uśmiechu
za dużo na raz
* * *
skazana na wszystko
wyrzucona poza nic
odbieram część
nie mam możliwości niczego
możliwości pełni
też brak
ijg
ALGORYTM
sposób na bycie człowiekiem
to nie jest sposób na życie
to nie jest pomysł na miłość
to nie jest rozwiązanie zadania
to jest olśnienie chwilą kiedy światło pada pod idealnym kątem
to jest drgnienie kiedy z oddali usłyszy się dźwięki muzyki która niczego nie obiecuje
to jest oczarowanie uśmiechem, spojrzeniem albo słonecznym dniem
to jest wspomnienie wywołane zapachem akacji
to jest cisza i oddech w górach
można to również odnaleźć w morskiej przestrzeni
sposób na bycie człowiekiem jest algorytmem fal
ijg
to nie jest sposób na życie
to nie jest pomysł na miłość
to nie jest rozwiązanie zadania
to jest olśnienie chwilą kiedy światło pada pod idealnym kątem
to jest drgnienie kiedy z oddali usłyszy się dźwięki muzyki która niczego nie obiecuje
to jest oczarowanie uśmiechem, spojrzeniem albo słonecznym dniem
to jest wspomnienie wywołane zapachem akacji
to jest cisza i oddech w górach
można to również odnaleźć w morskiej przestrzeni
sposób na bycie człowiekiem jest algorytmem fal
ijg
CHŁÓD
czuła kolanami chłód marmurowej posadzki
na zewnątrz panował upał
kopuła bazyliki objęła jej głowę
za szybą Pietà
jak senny kwiat twarz dziewiczej matki
a On w poprzek na jej kolanach
piękny i męski jak dziecko
wzruszenie którego nie oczekiwała
bliskie bólu zachwytu i wspomnień ekstazy
jak pomieścić je niechciane
wewnątrz jednej łzy
w skurczu serca
w tej modlitwie profana
Rzym, sierpień 2011
ijg
na zewnątrz panował upał
kopuła bazyliki objęła jej głowę
za szybą Pietà
jak senny kwiat twarz dziewiczej matki
a On w poprzek na jej kolanach
piękny i męski jak dziecko
wzruszenie którego nie oczekiwała
bliskie bólu zachwytu i wspomnień ekstazy
jak pomieścić je niechciane
wewnątrz jednej łzy
w skurczu serca
w tej modlitwie profana
Rzym, sierpień 2011
ijg
Italiam...
siedzę w caffè przy piazzetta
piję chianti
w pobliżu opalizuje muszla bazyliki
słońce i niebo rozdają karty
ogrywają oddalone morze
a ja oddycham jego rytmem
wyciągam rękę i wybieram owoc
z przepełnionej złotej misy
Rzymu
jego smak nie jest szczęściem możliwym
uznaję konieczność tej straty
nie wrócę taka
jak dawniej
ijg
piję chianti
w pobliżu opalizuje muszla bazyliki
słońce i niebo rozdają karty
ogrywają oddalone morze
a ja oddycham jego rytmem
wyciągam rękę i wybieram owoc
z przepełnionej złotej misy
Rzymu
jego smak nie jest szczęściem możliwym
uznaję konieczność tej straty
nie wrócę taka
jak dawniej
ijg
Dolce vita
zawiły zapach kwiatów
w kruchej wazie z weneckiego szkła
złote płatki słońca na wodzie
powietrze przesiane sitem ciszy
trzymam w dłoni kieliszek wina
gładzę jego cierpkość i ukrytą słodycz
obmyślam smak
grubą warstwą przejrzystego cienia
układają się we mnie spokojne myśli
o powrocie
ijg
w kruchej wazie z weneckiego szkła
złote płatki słońca na wodzie
powietrze przesiane sitem ciszy
trzymam w dłoni kieliszek wina
gładzę jego cierpkość i ukrytą słodycz
obmyślam smak
grubą warstwą przejrzystego cienia
układają się we mnie spokojne myśli
o powrocie
ijg
Subskrybuj:
Posty (Atom)