sobota, 18 lutego 2012

DOTYK

Siedziałam dziś wieczorem w ogródku przyrestauracyjnym niedaleko kina letniego, w którym Kasia i Krzyś oglądali Sagę Zmierzch.
     Słuchałam muzyki góralskiej i wąchałam dym z grillowanych golonek i kiełbas.
Nie były to warunki sprzyjające myśleniu jak cela klasztorna, więc myślałam niedbale i z wolna.
   Naprzeciwko widziałam czerwony neon i wejście do Dance Clubu. Stał przed nim młody mężczyzna, wylaszczony i jak by powiedziała znajoma z cukierni – niezłe ciacho.
   Palił papierosa. Nie zwróciłabym na takiego, oczywiście, uwagi, ale nagle podszedł do niego kloszard i najwyraźniej poprosił o papierosa, bo ciacho zaczął obmacywać kieszenie, wyciągnął paczkę i pokazał, że pusta.
   Kloszard wskazał wtedy na papieros trzymany w ustach przez ciacho.
 Ciacho bez wahania wyjął papierosa i oddał kloszardowi. Ten zaciągnął się spazmatycznie, a potem uśmiechnął z wdzięcznością.
   Podali sobie ręce. Kloszard palił przez chwilę i rozmawiał z ciachem. A potem wolno zaczął odchodzić.
    I teraz zdarzyło się coś nieoczekiwanego.
            Ciacho śmiejąc się złapał kloszarda w pół i odebrał mu papierosa, a potem włożył go do ust i zaciągnął z namiętnością nałogowca. Żebrak patrzył na niego zdumiony.
   Ciacho pogroził mu palcem. Kloszard roześmiał się, machnął ręką i wolno odszedł.
Ciacho oparty o drzwi knajpy kończył papierosa.

 I wtedy zaczął mi się podobać. Pomyślałam sobie, że powinnam podejść i zapytać go o imię, żeby nie krzywdzić go przezwiskiem „ciacho”, ale jednak bałam się, że potraktuje mnie gorzej niż kloszarda, chociaż gdybym wyjaśniła mu, że potrzebne jest mi JEGO IMIĘ  do opowiadania…

obraźliwe słowo „wylaszczony” w każdej chwili mogę wycofać…


ZAKOPANE, 10 lipca 2011

ijg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz